Był rok 1942, krwawa wojna wyniszczała Europę, a mieszkańcy Górnego Śląska szykowali się na najważniejsze sportowe wydarzenie roku. W obecności 55 tysięcy widzów na bytomskim stadionie im. Marszałka von Hindenburga reprezentacja Niemiec podejmowała Rumunię. Dla miejscowych kibiców największą atrakcją była jednak możliwość zobaczenia w drużynie gospodarzy piłkarza już wówczas uważanego za legendę - Ernesta Wilimowskiego. Niemcy nie zawiedli i rozgromili rywali 7:0, nie zawiódł również “Ezi” zdobywając bramkę, zaś “Kattowitzer Zeitung” określiła jego grę mianem “doskonałej”. Wśród tysięcy kibiców znaleźli się także piętnastoletni Gerard Cieślik oraz dziesięcioletni Ernest Pohl. Legenda głosi, że ten drugi właśnie wtedy, zachwycony grą Wilimowskiego, postanowił zostać zawodowym “fusbalorzem”.

<!--break-->

Sześćdziesiąte urodziny Górnika Zabrze to dobra okazja by przypomnieć sylwetkę jednego z jego najwybitniejszych zawodników, człowieka, który był idolem tysięcy Ślązaków i do dziś uważany jest za symbol zabrskiego klubu. Kibice tej drużyny nie mają wątpliwości: nazwisko Ernesta Pohla powinno się wymieniać jednym tchem obok Włodzimierza Lubańskiego i Gerarda Cieślika. Urodzony 3 listopada 1932 roku w Rudzie Pohl swoją niewiarygodną karierę zaczął w sposób identyczny jak tysiące młodych “karlusów” spędzających popołudnia uganiając się za “balem”. Wiążąc swą przyszłość raczej z pracą na kopalni skończył górniczą zawodówkę, jednocześnie w wolnych chwilach brylując w przedniej formacji miejscowej Slavii.

Znienawidzona litera “h”

Wówczas przyszło powołanie do wojska, jednak jako młody, nikomu jeszcze nieznany gracz, Pohl nie trafił do Legii, ale do Garnizonowego Wojskowego Klubu Sportowego z Łodzi. W tym czasie nastąpił oficjalny koniec kariery Ernesta Pohla. W ramach przymusowej polonizacji śląskich nazwisk usunięto mu z nazwiska literę “h” i od tej pory funkcjonował w PRL jako Pol.

Oczywiście tylko oficjalnie, bo jego rodzina i znajomi nie mieli najmniejszego zamiaru ulegać antyśląskim fobiom szerzącym się w komunistycznym państwie. W tamtych czasach regularnie rozgrywano mecze pomiędzy reprezentacjami regionów i miast, jedno z takich spotkań okazało się właśnie przełomowe dla dwudziestolatka ze Śląska. W koszulce reprezentacji Łodzi strzelił dwa gole “tormanowi” z Warszawy, czym zwrócił na siebie uwagę oficerów z Łazienkowskiej, a wkrótce później musiał zasilić znienawidzony CWKS. Co ciekawe, partnerem Ernesta w ataku był powoli przygotowujący się do zakończenia kariery Kazimierz Górski, późniejszy polski “Trener Stulecia”. Trzy sezony spędzone w barwach “wojskowych” okazały się przełomowe w karierze Pohla. Już w pierwszym zdobył tytuł króla strzelców, w kolejnych dwóch dołożył dwa tytuły mistrzowskie oraz dwa Puchary Polski. Rewelacyjnie spisujący się chłopak ze Śląska stał się czołowym piłkarzem Legii, jednak, w przeciwieństwie do choćby Lucjana Brychcego, nie zamierzał wiązać się ze stolicą i po skończeniu zasadniczej służby wojskowej wrócił na rodzinny Górny Śląsk.

“Umiał wszystko…”

Wybrał grę w Górniku, podobno klub skusił go etatem na kopalni, premią finansową, własnym mieszkaniem, samochodem (Skoda Octavia, wówczas pojazd naprawdę luksusowy) oraz… skrzynką pomarańczy. Nie ma sensu porównywanie tej oferty z tym, czym dziś Real Madryt kusi Cristiano Ronaldo. Był rok 1956, ludzie protestowali przeciw biedzie, do władzy doszedł Władysław Gomułka, PZPR próbowała budować komunizm “z ludzką twarzą”- na tym tle transfer Pohla był prawdziwym hitem! Dla kibiców w całej Polsce to był oczywisty sygnał, że skoro zabrzanom udało się pozyskać gwiazdora Legii, to znaczy że powstaje tam drużyna, która ma ambicję przez wiele sezonów rządzić na krajowych i europejskich boiskach. I tak właśnie się stało - moment pojawienia się w Górniku Pohla pokrywa się z początkiem najświetniejszej ery w historii tego klubu. W ciągu jedenastu sezonów gry na stadionie przy Roosevelta Pohl 209 razy wybiegał na boisko, zdobywając aż 143 gole. W tym okresie zabrzanie świętowali zdobycie Pucharu Polski oraz aż ośmiokrotnie zdobycie tytułu mistrzowskiego (w tym pięć razy z rzędu). W 1959 i 1961 Pohl zostawał najlepszym ligowym strzelcem, w 1964 dodał do tych zaszczytów nagrodę “Złote Buty” dla najlepszego ligowego piłkarza.

Do legendy przeszły jego “bomby”, po których piłka miała wyłamywać ręce bramkarzom oraz rozrywać siatki, jednak ci, którzy pamiętają grę Ernesta podkreślają, że jego atutem była niezwykła wprost wszechstronność i technika użytkowa, pozwalająca na oddawanie strzałów w każdy możliwy sposób. Jego grą zachwycały się największe ówczesne autorytety. “Pohl umiał wszystko - miał powiedzieć ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski Edward Koncewicz - “jego największym atutem jednak było to, że wiedział jak zdobywać bramki”. Lubański nazywał go “boiskowym fenomenem, który widział wszystko i potrafił przewidywać rozwój sytuacji pod bramką rywali”.

“Ernest pije, ale Ernest gro!”

O złotej erze zabrskiego Górnika napisano już tomy i nie ma sensu po raz kolejny opowiadać tych samych legend o epickich bojach z Tottenhamem, sześciu golach strzelonych Cracovii czy czterech trafieniach zaaplikowanych “tormanowi” Górnika Radlin. Nic dziwnego, że chłopcy z Zabrza czuli się jak młodzi bogowie, dla których życie było niczym sen. Istnieją setki legend, opowiadających o mocno zakrapianych imprezach z udziałem piłkarzy Górnika. Ernest Pohl był prawdziwym sercem drużyny, zarówno na boisku jak i poza nim. Pojawiały się skargi na jego imprezowy styl życia, rzekomo demoralizujący młodych piłkarzy. Obrońcy Pohla zawsze jednak mieli kontrargument w postaci jego dobrej gry: “Ernest pije, ale Ernest gro!”. Dla młodych piłkarzy był oczywiście wielkim autorytetem, to właśnie on wprowadzał do drużyny młodego Stanisława Oślizłę oraz nastoletniego Włodzimierza Lubańskiego, który był jego ulubieńcem.

Jako najlepszy bodajże polski piłkarz przełomu lat 50-tych i 60-tych, trafił oczywiście do reprezentacji Polski. Tam również rozgrywał spotkania genialne, jak choćby słynny mecz ze Szkocją w Glasgow w 1960 roku wygrany 3:2, po którym zszokowana brytyjska prasa pisała o “bombie Pohla, która wstrząsnęła Szkocją” oraz “golu, który pada raz na sto lat”. W biało-czerwonych barwach wystąpił na igrzyskach w Rzymie i przykuł wzrok zachodnioeuropejskich menedżerów strzelając pięć goli Tunezji. Niestety, Polacy ulegli Danii i Argentynie i nie wyszli ze swojej grupy.

Wówczas 28-letni Górnoślązak był niewątpliwie jednym z najlepszym napastników świata, który mógłby się starać o angaż w każdym czołowym klubie Europie (podobno w składzie widziały go Real i Roma), gdyby tylko… polscy piłkarze mogli legalnie opuszczać PRL… W sumie w reprezentacji Pohl wystąpił w 49 meczach, w których zdobył 40 bramek. Niewiele, jak na tego formatu gracza. Jubileuszowego, pięćdziesiątego spotkania nie rozegrał, powszechnie mówiło się, że z powodu swojej skłonności do alkoholu i zabawy.

Powrót Ernesta Pohla

Po zakończeniu kariery, zgodnie z panującą wówczas modą, wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie pograł jeszcze kilka sezonów w klubach polonijnych, jednocześnie dorabiając jako pracownik fizyczny (malował zbiorniki na paliwo). Fortuny nie zarobił, po powrocie na Śląsk był w stanie sobie kupić tylko fiata. Choć miał okazję pracować z najwybitniejszymi trenerami, sam kariery jako szkoleniowiec nie zrobił, mimo że krótko pracował z juniorami Górnika. Po odejściu z klubu pracował jakiś czas “na dole”, później przeszedł na rentę górniczą. Tuż na początku lat 90-tych, po upadku “Żelaznej Kurtyny”, podobnie jak tysiące Ślązaków, Ernest Pohl skorzystał z okazji i wyjechał wraz z rodziną do RFN. Umarł w 1995 roku w Hausach koło Freiburga. Piłkarskie tradycje próbował kontynuować wnuk Ernesta (syn jego córki Sybille), 20-letni dziś Adrian Karkoschka, który kilka lat temu jako junior S.C. Freiburg powoływany był do młodzieżowej reprezentacji Niemiec.

Choć Ernest Pohl nie rozegrał oficjalnie ani jednego meczu w Górniku pod swoim prawdziwym nazwiskiem (obowiązywała spolszczona wersja “Pol”), uroczyście wrócił na stadion przy ulicy Roosevelta w roku 2005 jako jego patron, zastępując swego niechlubnego poprzednika - Adolfa Hitlera.

Źródło: Adam Papierniok; www.jaskolkaslaska.eu

 

Tematyka
Regiony